Architektura zespołu wzbudza wiele polemik, mieszkańcy mówią często, że osiedle jest źle zaprojektowane i zbudowane z tanich materiałów. Wiele instalacji się psuje, okrągłe salony i brak kątów prostych są problematyczne w codziennym życiu. Pozytywne opinie wyrażają najczęściej osoby młode, które wspominają wręcz o ekscytacji związanej z poczuciem niezwykłości tych budynków. We wszystkich opowieściach pojawia się silna świadomość wyjątkowości osiedla.
„Wieżyczki zawsze mi się podobały, ale nie wiem, co autor miał na myśli. Czy one mają jakąś funkcję, czy to są po prostu daszki, żeby ptaki nie siadały? Jak jechałam od strony placu Centralnego, to zawsze marzyłam, żeby mieszkać w takim bloku z wieżyczką. Być może jest to brzydkie, ale ja też doceniam kicz. Choć tego osiedla nie uważam za kiczowate” – stwierdza jedna ze spotkanych osób.
Inna mieszkanka opowiada, że kiedy wracała ze szkoły i z daleka widziała wieże, myślała o tym, że osiedle wygląda jak miasto, jak skupisko małych domków. Podobało jej się, że jest kolorowe, wyróżnia je róż z niebieskim. Inna rozmówczyni docenia detale, na przykład luksfery na klatce schodowej. Kolejna wspomina, że duże wrażenie zrobiło na niej wnętrze klatki schodowej, niebieskie, niecodzienne i piękne. Widok z okna na Łąki Nowohuckie bywa jej zdaniem spektakularny, zwłaszcza podczas zachodu słońca.
Osiedle powstawało dziesięć lat, mieszkańcy pierwszych domów, tzw. puchatków, obserwowali, jak od zera powstają kolejne. Wraz z początkiem transformacji ustrojowej los osiedla stał się niepewny. Część bloków udało się ukończyć dzięki kredytom hipotecznym, co było wówczas nowością.